Spacer Sopotkowo

Najlepszym sposobem rozpoczęcia nowego roku szkolnego jest wspólne wyjście na miasto. To okazja zarówno do pracy nad socjalizacją naszych podopiecznych, jak i do zaprezentowania się szerszemu ogółowi . Dlatego 7 września w pełnej gotowości stawiliśmy się przed schroniskiem. My to znaczy 5 psów z opiekunami, nasz niezastąpiony fotograf Jacek. Psimi wybrańcami, gotowymi na spore wyzwanie, jakim jest spacer po zatłoczonym jeszcze Sopocie okazały się: indywidualista Harley, pełna niespożytej energii Miśka, Golden Ozzi zwany prymusem, pozujący na twardziela Czarek oraz lękowa i nieśmiała Zoya. Dla Goldiego był to dodatkowo szczególny spacer, gdyż towarzyszyła nam para młodych ludzi myśląca o adoptowaniu go (trzymamy kciuki ). Tradycyjna trasa w dół do centrum Sopotu była oczywiście urozmaicana różnymi niespodziankami. Najpierw zaskoczył nas Czarek, mimo pozy twardziela przestraszył się zejścia do tunelu i zaczął wpadać w panikę. Szczęśliwie zimna krew przewodniczki Karoli opanowała sytuację. Potem zdystansowany zazwyczaj Harley zapałał życzliwością do siedzącej przy stoliku pani. Była to doskonała okazja do krótkiej rozmowy i zaproszenia do schroniska. Pozytywnie zaskoczyła nas Zoya, dzielnie pokonywała lęki nawet w najbardziej zatłoczonych miejscach. Miśka była prawdopodobnie rozczarowana, jest fanką morskich kąpieli, ale niestety w sezonie nie mogliśmy wejść na plażę. Nieco pocieszyła się korzystając z mgiełki wodnej przy fontannie. W pobliżu wejścia na molo zrobiliśmy krótki odpoczynek, a ludzka część ekipy zamówiła sobie gofry. Harley był rozżalony, że nie dostał gryza, ale dość szybko pocieszył się na kolanach Grażynki, ten indywidualista to zarazem pieszczoch. Pozostałe psy poukładały się odprężone, tylko Misia czarowała otoczenie oczekując, że może ktoś ją pokocha. Problemy miał z nami fotograf Jacek usiłując do zdjęć „zebrać nas w kupę” co nie jest łatwe biorąc pod uwagę że nasi podopieczni nie zawsze chcą i mogą być zbyt blisko siebie. Niektóre po prostu nie lubią, a dla niektórych może to być okazja do małej zadymy. Ale ostatecznie wszystko udało się, o czym świadczą załączone zdjęcia. Wróciliśmy po 2,5 godzinach syci wrażeń i gotowi na kolejne takie wyprawy.

Fot. Juwel Fotografia